Jest to wpis, który w szkicach leżał chyba z rok. W końcu udało się do niego usiąść i skończyć.
W związku z obecną sytuacją pandemiczną i akcją #zostańwdomu, zaleca się zminimalizowanie wyjść z domu, w tym po zakupy. Mamy więc idealną okazję aby poćwiczyć planowanie posiłków oraz zakupów. A być może tak się wdrożycie, że zostanie Wam to na dłużej.

Przedstawię Wam mój system planowania. Prawdopodobnie nie jest on idealny, na pewno nie jest dla wszystkich, ale mam nadzieję, że zainspiruje Was do działania.
Dlaczego w ogóle planuję posiłki?
Na poważnie planuję posiłki i zakupy od około 2 lat. Gdy wracałam z pierwszego urlopu macierzyńskiego do pracy zależało mi, aby zminimalizować czas poświęcony codziennie na zakupy i stanie w kuchni, gdyż bez tego i tak wracałam do domu na kąpiel Pierworodnego. W tamtym okresie trafiłam też do grupy na Facebooku o oszczędnym planowaniu, założonej przez Oszczędnicka.pl, gdzie znajduje wsparcie i inspiracje w planowaniu posiłków.
Planując oszczędzam:
- Czas – raz w tygodniu siadam i planuję, raz w tygodniu robię większe zakupy. Posiłki planuję tak, aby zaoszczędzić sobie czas w kuchni (w poniedziałek są ziemniaki do obiadu, a we wtorek mają być kopytka – od razu gotuję ziemniaki na dwa dni, gotuję gar rosołu – w kolejnych dniach planuję zupa na rosole, albo pierogi z mięsem z rosołu).
- Pieniądze – kupuję potrzebne składniki i odpowiednią ich ilość, wiec już praktycznie nie wyrzucam jedzenia. Wyrzucanie jedzenia do śmieci, to tak na prawdę wyrzucanie pieniędzy do śmieci.
- Nerwy – nie zastanawiam się codziennie, a co tu ugotować, żeby wszystkim smakowało, żebyśmy zdążyli pójść na spacer zanim będzie ciemno, żeby dieta była urozmaicona.
Wzloty i upadki
Od razu zaznaczę, że mam okresy kiedy planuję i się tego trzymam, planuję i ciągle coś zmieniam, ale również takie, że wszystko na spontanie.
Natomiast w poniedziałek zaplanowałam najbliższe dwa tygodnie, zakupy mam już zrobione, jedynie w sobotę musimy pojechać na targ po zapas jajek i świeżych warzyw i owoców.
Na dwa dni czy na dwa tygodnie?
Normalnie posiłki planuję w trybie tygodniowym – od niedzieli do soboty, gdyż sobota jest u nas dniem zwykle zakupowym. Staram się kupić wszystko co potrzebne na targu oraz w osiedlowym markecie. Raz na 3-4 tygodnie jedziemy do hipermarketu, aby uzupełnić zapasy suchych produktów, oleju, przypraw itp.
Są też osoby, które planują na 3-4 dni. U mnie się to nie sprawdza. Dla mnie to jedna robota robiona dwa razy. Wolę jeden wieczór poświęcić na rozpisanie wszystkiego, a nie dwa 🙂
Ale co ja mam ugotować?
Od dłuższego czasu największym problemem w codziennym gotowaniu było dla mnie wymyślenie co właściwie mam przygotować. Ja wiem, że są rzeczy które można by było jeść do końca życia, jednak ja raczej nie lubię jeść tego samego więcej niż 2 dni z rzędu i 3-4 razy w miesiącu. Dlatego planując posiłki dość szybko wyklarowała mi się strategia planowania.
Na początku każdego miesiąca zerkam sobie na listę sezonowych warzyw i owoców. Są one wtedy zazwyczaj najtańsze, najsmaczniejsze i w ogóle jestem za tym, żeby kupować lokalne produkty. Dla każdego miesiąca staram się też zrobić listę ulubionych potraw z uwzględnieniem właśnie sezonowych produktów.
Staram się też znaleźć w planie dzień na wypróbowanie nowych potraw (regularnie w domu pojawiają się nowe książki kucharskie, więc wypadałoby z nich korzystać 🙄). Jeżeli to danie obiadowe, to staram się mieć na wszelki wypadek porcję „wczorajszego” obiadu, jeśli dzieciaki odmówiłby konsumpcji.

Oprócz papierowych książek kucharskich od jakiegoś czasu kupuje też ebooki (głównie od domowa.tv oraz mamaginekolog.pl), jest to o tyle wygodne, że wszystko mam w tablecie, który na blacie zajmuje mi mniej miejsca niż papierowa księga z przepisami). Korzystam też oczywiście z blogów kulinarnych.

Planując posiłki zawsze patrzę też nasz rodzinny kalendarz. Jeśli na wtorek mamy zaplanowaną popołudniową wizytę u okulisty, to planuję tak, aby w poniedziałek ugotować obiad na dwa dni. W weekendy zazwyczaj się gdzieś ruszamy z domu, więc co najmniej drugie śniadanie oraz podwieczorek planuje taki, aby można je spokojnie zapakować na wynos.
Co tydzień, siadając planowania, rzucam także okiem na zawartość lodówki i szafek, aby wykorzystać w kolejnych dniach przede wszystko to, co już posiadam.
Mimo, że na planie posiłków mam 5 posiłków, nie zawsze wszyscy jedzą to samo.
Tak w skrócie:
- śniadania zazwyczaj jemy razem (chyba, że są typowo glutenowo-węglowodanowe, to ja jednak idę w jajka i warzywa),
- drugie śniadanie to często owoce, jogurt, ciasto owocowe bez cukru itp.,
- obiad jemy razem,
- podwieczorek często jedzą tylko dzieciaki,
- kolacja dla każdego inna: najmłodszy mleko, czasem kaszka czy kanapka, Małoletni po kąpieli kanapka z serem i szynką oraz warzywa, a my zupa, sajgonki, sałatka z mięsem lub rybą.

Zakupy
Po rozpisaniu posiłków na plannerze odpalam Google Keep i tworzę listę zakupów, którą udostępniam M. (na duże zakupy jeździ sam, sporadycznie jedziemy wszyscy razem). Lista jest na tyle wygodna, że możemy odhaczać zakupione produkty. A w kolejnym tygodniu, tworząc nową listę od-odhaczam produkty, które trzeba zakupić ponownie i ewentualnie uzupełniam o nowe.

W planowaniu posiłków najważniejsze jest dopasowanie planu i systemu do siebie, ale też innych domowników. Trzeba podchodzić do tego racjonalnie, a zmiany wprowadzać stopniowo (i czasem na którymś stopniu poprzestać – znam osoby które planują tylko np. obiady, albo to co do pracy zabierają). Planowanie ma Wam pomagać, a nie przeszkadzać.